Kochani, błagamy Was o pomoc.
Sami nie damy rady 🥺
Mamy pod opieką 300 kotów, choć nie jesteśmy miejskim schroniskiem.
Jesteśmy grupą zwykłych ludzi, którzy od blisko 20 lat, w tym od 8 jako Fundacja Stawiamy na Łapy, mimo wszelkich przeciwności losu niosą pomoc za wszelką cenę.
Jesteśmy fundacją, w której liczba kotów często przewyższa standardowy stan miejskich schronisk. A od nich odróżniają nas przede wszystkim dwie rzeczy:
– regularna współpraca z blisko 200 domami tymczasowymi – nasi podopieczni właśnie w nich czekają swoich opiekunów docelowych. Nie siedzą w klatkach, mają zapewnioną indywidualną, całodobową opiekę, obserwację zachowań, pracę nad nieśmiałkami. Żyją tak, jak wszystkie inne domowe koty, wylegując się w łóżkach i biegając po domu. Pozwala nam to zatrudniać tylko 2 pracowników do działań statutowych. To zupełnie inne warunki niż schroniskowe klatki czy wybiegi, obecność ludzi głównie w porach karmienia i konieczność zatrudnienia kilkudziesięciu osób itp.
– nie otrzymujemy żadnych dofinansowań – mimo blisko 300 podopiecznych pod opieką w danym momencie, które dzięki nam nie trafiają do schroniska, nie otrzymujemy ani złotówki z budżetu miejskiego (rocznie przez naszą fundację przechodzi około 450 zwierząt.
O każdy jeden grosz walczymy sami organizując kiermasze, kwesty, internetowe licytacje, targi czy wystawy. Tylko że czasami zdarza się tak jak 2 lata temu gdy pandemia przeniosła nasze zabiegi o finanse tylko do internetu, aby zaraz potem, bez możliwości złapania oddechu, u sąsiadów wybuchła wojna, która tylko do nas przyniosła ponad 110 kocich uchodźców, w większości chorych i wymagających skomplikowanego, specjalistycznego leczenia tak jak ta kotka z Aleksandrii.
Efekt? Faktury tylko z dwóch lecznic (na stałe współpracujemy z 7) za leczenie w kwietniu opiewają na prawie 60 tys. W połowie przypadków leczenie trwa nadal, a maj to miesiąc, w którym kocie maluchy trafiają do nas „koszykami” i trudno odmówić gdy są same, bez matek, zaginionych, potrąconych przez samochód…
Musimy utrzymać płynność finansową do końca lipca, bo wtedy pojawi się przelew z 1% podatku. Przewidujemy, że do tego czasu koszty wyniosą ok 200 tys zł. Samo jedzenie i żwirek, które to kupujemy w tonach, to koszt miesięczny w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Do tego leczenie, profilaktyka (kastracje, szczepienia, odrobaczenia, czipowanie) jak i paliwo, media, czynsz kociarnianej kwarantanny i magazynu, pensje, zus, księgowość itp. Przy tak galopującej inflacji to ok. 70 tys miesięcznie.
Zwracamy się do Was o pomoc nie gdy toniemy w długach tylko w czasie gdy mamy w pełni opłacony ostatni miesiąc a przed nami wizja rachunków na koniec maja, bo nie możemy sobie pozwolić na odcięcie od leczenia opiekując się taką ilością chorych zwierząt. Byłaby to skrajna nieodpowiedzialność.
 
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/antyzawal?fbclid=IwAR0I9qDImB-en5C4FW0VSYeDssVGgjlvOKkVC_f14mhizPYei0FWVCIfbLA